Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobry człek, dobry człek... szepnął nareszcie, widząc że hrabia na odpowiedź czeka. Resztę dopełnił milczący pan uderzeniem ręki po krzesła poręczy, i zapatrzył się na obrazy.
— Gdyby pan mój miłościwy pozwolił mi wypowiedziéć całą myśl moję — ciągnął Sułkowski.
Głową tylko potwierdził to August.
Minister stanął i pochylił się nieco.
— Nie teraz, bo nam Brühl jest potrzebny, ale późniéj — dodał zcicha — należałoby go z podarkiem jakim usunąć. Rozrzutności się nie oduczy, małemi urzędnikami obejdziemy się bez niego, oszczędzi się wiele, a nie da mu czasu nabrać ambicyi. Choć ja się w sercu mojego miłościwego pana nie lękam współzawodników, ale na cóż go czynić nieszczęśliwym i wbijać w pychę.
W Czechach Kolowrathom cesarzby pewnie na prośbę króla nadał jakie dobra. Mogliby późniéj tam spocząć sobie.
Patrzał Sułkowski, jakie to na królu uczyni wrażenie, ale zapatrzony był tak w obrazy, że zdawał się nie chciéć słuchać, czy słyszéć planu tego.
Hrabia parę razy dorzucił: — późniéj, późniéj! — a August popatrzywszy nań, wstrzymał się od zaprzeczenia i potwierdzenia, zbył go milczeniem.
Po krótkiéj chwilce wstał król przypatrywać się obrazom, kazał sobie poświecić, zawrócił się po pokoju kilka razy, popatrzył w zwierciadło, pogładził brodę i ziewnął. Był to znak, że chciał iść do łóżka, a dla Sułkowskiego odprawa. Niedość zadowolniony wieczorną audyencyą przystąpił do ucałowania ręki pańskiéj i bardzo powoli się oddalił.
Gdy się to działo na zamku, Brühl pod jakimś pozorem odesłany, odszedłszy z pokorą, kazał się nieść do domu. Godzina już dosyć była spóźniona. Dziwnym trafem złożyło się tak, że o kilka kroków przed jego port-chaise, dostrzegł ludzi