Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swym nosie. Teressie zabierało się na łzy. Szeptano długo, Padre rozsunął ręce i zawołał:
Pace! — Jeśli się uprzesz Teresso miła, możesz cader dalla padella nelle brage, (z pieca na łeb upaść); dość tego. Niech kapela rozpoczyna uwerturę; król czeka.
W téj saméj chwili zjawił się i Brühl za sceną, spojrzał na Faustynę najprzód, pozdrawiając ją, potém na Albuzzi, któréj dał znak potajemny, i wśród dźwięków muzyki, wszyscy na swych miejscach stanęli.
O. Guarini skinął na ministra i wyszli z nim razem przez ciasne przesmyki, w których panowali maszyniści, władający piorunami, burzami, niebiosami, pogodą i bóstwy (spuszczanemi na ziemię na drutach), aż do pustego pokoiku za sceną, którego gotowalnia i porozrzucane resztki kobiecych strojów, dawały odgadnąć garderobę jednéj z tych pań przed chwilą tak zajadłych, a teraz już rozpoczynających trele pełne pogody i wesela.
Guarini i Brühl obaj byli zmęczeni i milczący, siedli obok siebie, spoglądając wzajem na swe twarze. Jezuita się zaczynał uśmiechać.
— Tu — rzekł — ani nas nikt nie podsłucha, ani podpatrzy, to schówka téj żmijki Albuzzi, jesteśmy w niéj bezpieczni. Mówmy...
Uderzył go szeroką ręką po kolanie.
Brühl nachylił się do ucha Ojcu.
— Plan jest w rękach Lichtensteina, jedźcie z nim do Wiednia.
Va bene — odparł Guarini — ja przysposobiłem królowę. Wiém z pewnością, iż Sułkowski grozi, że nas wszystkich ze dworu wypędzi, że króla oderwie od żony i da mu inną.
Jezuita się rozśmiał i ruszył ramionami.
— O tém trochę zapóźno pomyślał!!