Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 048.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W białych palcach powoli Brühl podniósł do góry papiér, trzymając go przed oczyma księcia.
W chwili gdy z ręki jego miał on się przenieść już do ambasadora, zapukano do drzwi; kamerdyner oznajmił:
— Hrabia Sułkowski!
W mgnieniu oka papiér znikł w kieszeni, a Brühl rozparty zażywał tabakę z małéj emaliowanéj tabakiereczki, którą już dobył z kamizelki.
Sułkowski stojąc w progu mierzył oczyma Lichtensteina i Brühla. Z większą ciekawością niż na posła, zwracał oczy na swojego towarzysza, który się pochylił i z uśmiechem doń dłoń wyciągał.
— Otóż to ranny ptaszek! Od młodéj żony nazajutrz po ślubie już biega po ambasadorach. Sądziłem — mówił Sułkowski — żeście jeszcze u nóg swéj pani.
— Obowiązki przedewszystkiém — odparł — powiedziano mi, że książe wyjeżdża do Wiednia, nie mogłem się powstrzymać, aby mu nie złożyć mojego uszanowania.
— Książe wyjeżdża do Wiednia? — zapytał zdumiony Sułkowski, zabierając piérwsze miejsce na kanapie — nic o tém nie wiém.
Lichtenstein zdawał się nieco zakłopotany.
— Nie wiém jeszcze, może... może — wyjąknął po chwili — wczoraj coś podobnego powiedziałem na dworze, i widzę, że Brühl, który wié wszystko, wié już i o tém dzisiaj.
Zaśmiał się, Sułkowski ramionami ruszył.
— Więc to niepewna jeszcze...
— Nie wiém, ale być może — rzucając znaczące wejrzenie na Brühla — rzekł Lichtenstein. — Czekam na pewne depesze, jeśli te otrzymam, choć mi żal Drezno opuszczać, pojadę.
Rozmowa zwróciła się ku plotkom miejskim.