Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 046.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyż wątpicie? — zapytał książe — moje słowo waży, jak cesarskie...
— Pierwszego mi starczy — podchwycił Brühl.
— Jestże to prawdą, możeż to być, ażeby Sułkowski miał jakieś myśli i plany na przyszłość? — spytał książe.
— To nie ulega wątpliwości.
— Ale nic okréślonego.
— A! — zawołał Brühl — określonego tak dalece, iż wiem, że się tyczy zajęcia Czech... plan jest osnuty nie w myśli, ale na papiérze...
— Wyście go widzieli!
Brühl się uśmiechnął tylko.
— Moglibyście go miéć? — dodał nagląco książe Lichtenstein.
Uśmiech ministra stał się jeszcze wyrazistszym.
Książe pochylił się doń i pochwycił go za obiedwie ręce.
— Jeśli mi dacie ten plan na piśmie, jeśli mi go dacie...
Zawahał się nieco.
— To tak, jakbym głowę moją dał w ręce księciu — odparł cicho Brühl.
— Ale spodziewam się, że moglibyście i ją mi powierzyć — przerwał Lichtenstein.
— Bezwątpienia — mówił daléj minister — lecz gdy plan będzie w rękach waszych, naówczas nie ma innéj alternatywy: jeden z nas paść musi. Wiecie książe, jak król jest do niego przywiązany...
Lichtenstein porwał się z siedzenia.
— Ale my mamy królową, my mamy O. Guariniego, my mamy was i O. Voglera, i Faustynę! — zawołał szybko.
Brühl się uśmiechnął.
— Sułkowski ma słabość i serce królewskie.
— Prawda, że ludzie słabi bywają uparci — odezwał się książe — lecz na słabych zawsze powolnie i zręcznie działając,