Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z położeniem swojém, bo i strasznego bólu nie niosła na twarzy, ale chłód tylko przerażający.
Ból jeśli był, stał się chorobą trawiącą, powolną, która się z życiem splotła.
W salce na górze, któréj ściany rzęsistemi wiązkami jarzącego światła były okryte i błyszczały całe lustrami, kryształowemi łzy i iskrzącemi ramami obrazów, zatrzymała się hrabina Kolowrath, obejrzała się, szukając córki idącéj za nią. Frania szła i stanęła przy niéj milcząca. Z drugiéj strony Brühl w fioletowym ze złotem fraku aksamitnym ślubnym, w białéj ze złotem kamizelce i koronkach, z uśmiechem na ustach, z bukietem u guzika, stał z pokorą i słodyczą uśmiechając się do matki.
Milcząco przysunęła się ona do córki, pochyliła głowę, przyłożyła usta do jéj czoła i długim pocałunkiem żegnała odchodzące dziecię, które nie wzruszyło się tym czułości dowodem. Matce, choć dwór i życie ostudziły ją dawno, łzy się zakręciły w oczach.
— Bądźcież szczęśliwi — szepnęła — błogosławię was! Bądźcie szczęśliwi — i rękę przyłożyła do oczów wzruszona. Brühl pochwycił drugą, okrywając ją pocałunkami.
— Potrzebujecie być sami — dodała głosem złamanym. — Moim obowiązkiem było odwieźć tu was i pobłogosławić; niechce was męczyć: ja sama muszę spocząć po tych wrażeniach...
Odwróciła się do Brühla.
— Polecam ci żonę — rzekła — bądź dla niéj dobrym, bądź przywiązanym mężem. Frania przywiąże się téż do ciebie: bądźcie szczęśliwi! Szczęście na ziemi kochać[1] i niestałe... słodzić sobie należy dnie życia a nie zatruwać. Franiu, ufam, że będziesz i ty dobrą dla niego...
Zakryła oczy, jakby jakaś myśl dopowiedziéć jéj przeszkadzała, co miała w duszy, jakby coś wstrzymywało jéj wy-

  1. Przypis własny Wikiźródeł W innym opracowaniu: płoche.