Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 026.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niewiele w tém mam wprawy — rzekł zimno — ale gdyby w obronie Najjaśniejszego Pana przyszło wziąć jakąkolwiek broń w ręce, nie wątpię, że celniebym strzelał i śmiało.
Pani się także bawiłaś, jak uważałem, doskonale, rozmową z szambelanem Watzdorfem — dodał spoglądając na nią.
— W istocie — odezwała się Kolowrathówna — Watzdorf jest niezmiernie dowcipny: strzelał słowami jak panowie kulami.
— Niebezpieczna to broń, kto się z nią dobrze obchodzić nie umie — rzekł Brühl — można nieostrożnie zabić się samemu...
Stara Ochmistrzyni przerwała tę niemiłą rozmowę, wejrzenie Frani ją zamknęło. Chciała zrazu przemówić do Brühla, duma jéj nie dozwoliła; nie była téż pewną, czy Watzdorf nie przesadził niebezpieczeństwa i nie tłumaczył fałszywie kradzieży popełnionéj w domu.
Królewiczówna nieco wcześniéj wyjechała z damami, Fryderyk w poufałém gronku pozostał. Oddawna już Sułkowski usiłował się zbliżyć do niego. Część drogi chciał królewicz przebyć pieszo, skorzystał z tego ulubieniec i zajął miejsce przy nim.
Inni szli opodal nieco.
Brühl uparcie towarzyszył Ochmistrzyni.
Gdy pozostali sam na sam z królewiczem, który był w bardzo wesołém usposobieniu, Sułkowski nie chciał czekać dłużéj ze sprawą Watzdorfa. Ciężyła mu ona, rad się był jéj pozbyć co rychléj, a być może, iż lękał się ucieczki szambelana, gdyby postrzegł się zdradzonym.
— Po takiéj miłéj zabawie — odezwał się Sułkowski — co to za niemiły obowiązek, być zmuszonym zasmucić W. Królewiczowską Mość.
Posłyszawszy to Fryderyk, posępną zrobił minę i spojrzał z ukosa na ministra, jak gdyby mu się chciał wypraszać, ale ten po małym przestanku mówił daléj: