Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 213.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słyszycie, mój Ojcze, co mówi? — rzekł do wchodzącego Jezuity.
Ten zbliżył się.
— Mów daléj — odezwał się Fryderyk.
Brühl posłuszny począł, mierząc znaczącym wzrokiem O. Guarini.
— Umysł niespokojny, szyderski i od niejakiego czasu z niewiadomych powodów, stał się tak ostrym i nieznośnym...
— O! o! — szepnął królewicz — to źle...
— O kim mowa? — cicho spytał Jezuita.
— Ośmieliłem się zwrócić uwagę Najjaśniejszego pana, na szambelana Watzdorfa.
Guariniemu na myśl przyszło spotkanie z nim przed chwilą.
— W istocie — rzekł — i ja go znajduję w usposobieniu szczególném.
— Tém gorszém — dodał Brühl — że to jest na dworze choroba zaraźliwa i czepiająca się drugich...
Królewicz westchnął, widocznie już go to nudziło, nie odpowiedział nic.
— Gdzie ten błazen Frosch? — zawołał nagle — pewnie już śpi gdzie w kącie.
Jezuita pośpieszył do drzwi i skinął. Frosch i Storch poczęli wyprzedzając się biedz do królewskiego pokoju i wpadli tak, że Storch się wywrócił, a Frosch siadł mu zaraz na grzbiecie. Królewicz począł się śmiać serdecznie, biorąc za boki.
Rozstąpili się widzowie.
Storch upokorzony natychmiast szukał pomsty nad nieprzyjacielem, podniósł się sądząc że nagłém poruszeniem wywróci go, ale ostrożny malec zsunął się po nim i drapnął do kąta, chowając za krzesła.