Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 179.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mogę śmiało powiedziéć — kończył Sułkowski — że się tu nie obawiam nikogo, ale téż nikomu wierzyć nie mogę.
— Słusznie, pięknie, sprawiedliwie — dorzucił Ludovici — wierzyć nigdy nikomu nie trzeba. Mówił mi to jeden bardzo rozumny człowiek, że z przyjaciółmi zawsze obchodzić się należy tak jakby jutro naszemi wrogami być mieli.
— Nie o to idzie, mój Ludovici, mogą się stać wrogami, a nic mi nie zrobią; ale o ich ruchach, zamiarach i myślach chcę być uwiadomionym.
— Słusznie, pięknie, sprawiedliwie — wtórował Ludovici.
— Dotąd nie miałem potrzeby, dziś mi się zdaje to konieczném.
— Słuszném, piękném i sprawiedliwém — powtórzył radzca — tak, tak! musimy miéć ludzi, którzyby oko mieli na wszystkich....
— Tak jest, nawet na osoby wysoko położone — z przyciskiem dorzucił Sułkowski.
Ludovici spojrzał i nie będąc pewnym znaczenia tych wyrazów, wyczekującą przybrał postawę. Nie wiedział jak wysoko ma prawo sięgnąć myślą i domysłem.
Sułkowski nie bardzo się chciał jasno tłumaczyć.
— Ja — dodał z pewném zakłopotaniem — we wszystkie urzędowe czynności moich współkolegów wglądać nie mogę...
— Urzędowe czynności — rozśmiał się Ludovici — ale to nic jest, Ekscellencyi prywatne ich czynności częstokroć nie równie więcéj znaczą...
— Radbym więc miéć o tém...
— Słusznie, pięknie, sprawiedliwie, raporcik — wtrącił Ludovici — każdego dnia, regularnie. Tak: pisany, ustny?
Zawahali się oba.
— Ustny mi starczy — rzekł minister — waćpan mi go sam przynosić możesz, zebrawszy materyały właściwe.