Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Będę się starał o jéj szczęście.
— Dziękuję panu, ja się będę musiała sama starać o nie. Co się tyczy waszego, myślcie o niém. Ja panu nie bronię kochać Moszyńskiéj, bo gdybym nawet chciała mu tego zakazać, wiem że to się na nic nie przyda. Córka Cosel odziedziczyła po niéj wdzięk jéj i potęgę, ja ich nie mam... niestety!
— Pani jesteś okrutną.
— Jestem szczerą.
Brühl mimo nadzwyczajnéj łatwości rozmowy i przytomności, poczuł że mu się wyczerpuje wątek. Położenie jego stawało się przykrém, spojrzał na Franię, bawiła się chusteczką, nie okazując najmniejszego pomięszania.
— Bądź co bądź ja nie odejdę zrozpaczony — dorzucił po krótkiém milczeniu. Znam panią od dzieciństwa, jestem jéj wielbicielem oddawna; to co mi pani przypisujesz dla hr. Moszyńskiéj było chwilową fantazyą, która przeszła i minęła. Moje serce wolne, a pani spodziewam się potrafi się pozbyć dla mnie wstrętu i uprzedzenia.
— Wstrętu nie mam do pana, boś mi najzupełniéj obojętny — przerwała hrabianka.
— I to już coś znaczy — rzekł Brühl.
— W istocie to znaczy, że pan się wstrętu możesz dorobić, chcąc na miłość zasłużyć... To być bardzo może.
Brühl wstał, twarz mu pałała.
— Nigdy może pretendent do ręki gorszego nie doznał przyjęcia — odezwał się z westchnieniem... Potrafię jednak stłumić w sobie wrażenie.
— Nie skarż się pan przed królewiczową — zawołała Frania — nasza pani za złe mi miéć nie będzie tego, co za skromność weźmie dziewiczą. Oszczędź mi przykrości z matką i z drugiemi.