Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedziałam mu że sobą nie władnę, że mną jak niewolnicą rozporządzą, że pójdę za kogo mi każą, ale jego kochać będę...
— Mnie to śmiesz mówić?...
— Jeszcze raz mamie powtórzę, jestem otwartą, mówię co myślę. Ten co się zemną ożeni, będzie wiedział czego się ma po mnie spodziewać.
Hrabina matka rzucała na córkę dziwne wejrzenie groźby pełne, ale zmilczała.
Nagle z załamanemi rękoma stanęła przed Franią.
— Niewdzięczna! niewdzięczna! — poczęła głosem czulszym — właśnie w chwili gdy ja ci z panią naszą najświetniejszy los starałam się przygotować... ty...
— Ofiary w złotogłów ubranéj — śmiejąc się gorzko, odpowiedziała Frania — tego losu jam dawno miała przeczucie. Los ten mnie minąć nie mógł.
— I nie minie cię, bo wiész że woli pani twéj opiérać się nie możesz, ani woli matki, ani woli pana.
— Który żadnéj woli nie ma — szepnęła hrabianka szydersko.
— Milcz! — przerwała groźno hrabina. — Szłam ci o szczęściu oznajmić, a znalazłam wstyd i hańbę!
— Mnie nawet oznajmywać nie potrzeba o tém o czém wiem dobrze. Sułkowski żonaty, więc zapewne przeznaczoną jestem za żonę drugiemu ministrowi króla, Brühlowi. Tegom się oddawna spodziewała. Rzeczywiście szczęście to wielkie!
— Większe niżeliś zasłużyła — odpowiedziała matka. — Cóż możesz miéć przeciw temu najmilszemu, najrozumniejszemu z ludzi?
— Nic a nic, jest mi tak obojętnym jak najgłupszy i najobrzydliwszy. On, inny, wszystko mi jedno, jak tylko nie ten którego kocham.