Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w któréj sierot nie ma, gdzie jest jedna rodzina pod jednym ojcem Chrystusem...
Wykrzyk podziwu i oburzenia wyrwał się z piersi słuchającego
— Horrendum! — zawołał — a małżeństwa...
— Jak najostrzéj zachowywane, lecz przy ich wierze w bezpośredni rząd Zbawiciela i natchnienie Jego, wiecie jak się one zawiązują?
Młodzieńcy ciągną losem małżonki, a stadła są przykładne.
— Cóż to za dziwne prawicie mi rzeczy; lecz to są zdala pochwycone wieści, to niemożliwe...
— Sam tam byłem — odparł Guarini — sam patrzałem na idące modlić się chóry, na dziewice z ponsowemi wstążkami, na zamężne w niebieskich, na wdowy w białych.
Gość westchnął. — Spodziewam się że nie ścierpicie, aby się to pod bokiem waszym rozrastało.
— Musimy im odciąć głowę — szepnął Guarini — Zinzendorf zostanie wygnanym, gmina się rozpierzchnie.
— Najlepiéjbyście uczynili, nasadzając przeciwko nim duchowieństwo luterskie.
— Ono w tém nic zdrożnego widziéć nie chce.
— A Zinzendorf, zetknęliście się z nim?
— Tak jest i nieraz, bo nie unika ani katolików, ani duchownych; owszem, rad dysputować, tylko nie o teologii, ale o pierwszych chrześcianach, ich żywocie i miłości Zbawiciela, jako osi, na któréj świat się chrześciański obracać powinien.
Mówili jeszcze, gdy staruszek przez półotwarte drzwi począł ręką domagać się, aby O. Guarini wyszedł. Ten pośpieszył do sieni, poprosiwszy wejrzeniem gościa o pozwolenie.
W sieniach stał kamerdyner królewski. Królewicz wzywał do siebie spowiednika swojego.