Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 130.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

błagajmy. Obu nam panie radzco, będzie z tém bardzo dobrze... ale wy pewnie z zamku? na Boga, co w zamku? co słychać?
— Nic, cicho jak w grobie; sposobi się żałoba. Ojciec Guarini przemyka się od kurfirsta do kurfirstowéj, Sułkowski na straży stoi od rana, a Brühl nie wiem nawet, co się z nim dzieje...
— Znajdzie się! — szepnął Hennicke.
— Królewiczowa, zszedłszy na kurfirsta żonę i pozbawiona królewskiéj korony, podobno temu nie rada.
— To ją Brühl zrobi królową... — rozśmiał się Hennicke.
W tej chwili coś zatętniało pod oknem, oba rzucili się patrzéć; oddział gwardyi już z krepami na rękawach i pookrywanemi krepą zbrojami, pędził ku zamkowi. Kamerdyner dworski w liberyi wielkiéj wchodził do kamienicy. Hennicke rzucił się ku drzwiom... Globig wziął za kapelusz... Puknięto, wszedł ogromny mężczyzna z maleńkim biletem w ręku. Hennicke rzucił nań okiem, a Globig z za niego utopił także wzrok ciekawy w karteczce; nie mógł jéj jednak przeczytać, bo ją gospodarz zaraz wetknął do kieszeni; zbliżył się do kamerdynera i odprawił go kilką cichemi słowami.
Zostali znowu sami.
— Nie ma w tém tajemnicy — odezwał się Hennicke z uśmiechem — potrzeba wiele pieniędzy, musimy powymiatać zasieki. Nie ma ich, ale muszą być.
Globig i on wzięli za kapelusze oba.
— Hennicke... spodziewam się, że my z sobą zawsze.
— Nawet gdyby padać przyszło? — rzekł u drzwi stojący gospodarz, krzywiąc twarz ironicznie.
— A pocóż — odparł szybko Globig — owszém, gdy jeden pada, drugi powinien zostać i twardo stać, aby go podnieść. Gdy się przyjdzie do góry piąć, to razem.
— A gdy padać, to kułakiem w kark? — spytał Hennicke.