Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtém Brühl jakby się ocknął pochwycił znowu Sułkowskiego rękę.
— Hrabio — rzekł — nie zapominajcie o mnie u królewicza. Lękam się czym mu dosyć okazał moją cześć i przywiązanie do niego, moje uwielbienie dla naszéj świętéj i czystéj królewiczowéj: powiedzcie mu...
— Wy o nas nie zapominajcie u króla — dodał Sułkowski, — ja o was nie zapomnę u mojego pana. Zresztą mój Brühlu nie tak to ty jesteś tam bez opieki jak mówisz. O. Guaryni cię nawraca, Kolowrathowa cię na zięcia sposobi; nie zaręczam żebyś tam jeszcze nie miał kogo.
— A wszystko to niczém jeśli was mieć nie będę — dodał Brühl — oddam Guaryniego i Kolowrathową i jeszcze cóś dodatku, za jedną łaskę waszą.
— Tylko nie Moszyńską — zawołał Sułkowski i śmiać się poczał.
— A teraz, jedź szczęśliwcze, i kłaniaj się w Polsce wszystkim moim kompatriotom niedźwiedziom.
— A kompatriotkom? — zapytał Brühl.
— Jeśliby tam która o Sułkowskiego spytała... ale wątpię... niemki wolę.
— I ja dodał — Brühl.
Byli już u drzwi: Sułkowski go przeprowadzał — Eh bien, à la vie à la mort!
Ścisnęli się za ręce. Brühl już biegł do powozu. Zdala widać było stojącego na dziedzińcu padre Guaryniego, po świecku ubranego, w szaraczkowym długim surducie, który zakrywszy prawą rękę lewą, żegnał nią na drogę. I ruszył Brühl za panem swoim do Warszawy.