Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jednego zaniemógł brat Paweł, zarazem źle wróżył o nim, bo choć chory, nigdy się nie kładł i pracować nie przestawał.
Poszedłem doń naówczas. Wybrał sobie na garści słomy posłanie w ciemnym kącie nędznéj szopy, a gdym go do klasztoru chciał kazać przenieść, prosił mnie aby mu wolno było pozostać na tym barłogu. Mało życia już w nim było, dyszał strasznie, oddychać nie mogąc, oczy miał rozgorzałe gorączką, rzucał się niespokojny, czuł nadchodzącą godzinę ostatnią i walkę z żywotem nędznym, co go zamknąć miała. Chciałem mu posłać ojca Zacharjasza, który na ziołach się znał i na lekach, ale wszelkiéj pomocy odmawiał.
Wieczorem zastałem go już na poły obłąkanego, z twarzą i usty spalonemi, lecz przyszedłszy do siebie spowiedź odbył przedemną i ostatni znak jaki jeszcze miał swojéj dawnéj wielkości, oddał mi swój pierścień królewski. — Zbliżał się zgon, chciałem go dopilnować w ostatniéj godzinie, nie dozwolił na to, błagał abym się oddalił. Uczyniłem, oddawszy mu posługę, i na wieczną podróż opatrzywszy go sakramentami, czego żądał odemnie. Młodemu braciszkowi tylko, niedaleko szopy siedzieć kazałem na wypadek gdyby wołał o co, lub posługi potrzebował. Umarł w nocy, po ciękiém[1] samotném konaniu, w jękach i płaczu, a gdyśmy rano przyszli do ciała, znaleźliśmy je twarzą na ziemi leżące, z pięściami boleścią za-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – ciężkiém.