Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 186.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stary człowiek, król i mocarz budził się w nim jeszcze czasami, gdy rycerzy przybywających tu widywał; lecz zwyciężał w sobie te wybuchy i uciekał od widoków, które mogły je wywołać.
Raz nocowali tu sascy rycerze, którzy nad ranem wyjeżdżać mieli. Braciszek Paweł, gdyż tak się zwał między nami, szedł z wiązką drzewa przez podwórze, gdy jednemu z Sasów koń się wyrwał i począł dokazywać. Nikt się doń przybliżyć nie mógł, probowali z kolei i panowie i pachołki, tłukł ich wszystkich i kąsał. Brat Paweł stał na progu wiązkę drew położywszy przy sobie, zarumieniła mu się twarz, uśmiechał się szydersko. Nagle, jakby wytrzymać nie mogąc, zapomniawszy się, poskoczył do konia śmiało, pochwycił go u łba za wiszące cugle, a gdy się jeszcze wyrywał, ściągnął tak, że zwierze paść musiało. Wszyscy co na to patrzali, osłupieli z zadziwienia, podbiegł Sas korzystać z tego, że koń był schwycony, a brat Paweł jak zawstydzony i upokorzony, że w nim krew zawrzała, uciekł i skrył się.
W ostatnich czasach, i w ogóle w ciągu pobytu w klasztorze, prawie nie mówił do nikogo, nie obcował z nikim, od ludzi uciekał. Dopóki żył O. Otton słowo czasem przemówił do niego, po jego zgonie, zapytany tylko i zmuszony, odpowiadał słowem jedném na pytanie. Gdy mi dano znać, ciągnął daléj O. Augustyn, że dnia