Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 181.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słyszał o nim — śladu najmniejszego... Dziś już tylko chyba trupa szukać trzeba — bo żywym być nie może. Obłąkał się pewnie na puszczy i z głodu zemrzéć mógł. O. Augustyn dziwnie popatrzał na O. Ottona, i odezwał się do Boleszczyców:
— Powiedzcież nam jak ten wasz pan wyglądał, abyśmy na wypadek i drugim o tém oznajmić mogli?
Dobrogost zaraz począł opisywać, jakiéj był postawy, włosa, jaki przy sobie oręż miał, suknię, jako chodził i mówił.
Gdy to mówił O. Augustyn patrzał na O. Ottona, a staruszek, ręką po twarzy tarł i rumienił się jakiś niespokojny. — Wieczorem gdy się rozmowy skończyły, przełożony kazał za sobą iść O. Ottonowi do swojéj celi.
Gdy weszli a drzwi się zamknęły za niemi, odwrócił się ku niemu i rzekł, ręce mu kładnąc na ramionach...
— Ten jest o którym opowiadają! Ze złożonemi na piersiach rękami, ukląkł staruszek.
— Przebaczcie mi — odezwał się — zgrzeszyłem kłamstwem wielkiém, ten jest. Spowiadam ci się, ojcze, żem to uczynił, abym duszę jego zbawił — pokutę mi naznaczcie, choćby najsroższą, najstraszniéjszą, a nieszczęśliwego mordercę nie wyganiajcie od progu tego, i niech miłosierdzie pańskie nań zstąpi.
— Ojcze mój — odezwał się przełożony — nie