Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 175.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

życia się chciał pozbyć — gdzie był największy trud i niebezpieczeństwo. W kościołku zrazu rzadko się ukazywał, stawał w kruchcie lub progu i daléj iść nie chciał. Obudzał w klasztorze powszechną ciekawość, gdyż i z postawy i z ubioru, który zrzucił przybywszy, domyślano się w nim możnego jakiegoś pana. Inni mieli go za leśnego zbójcę, który w górach długo był postrachem podróżnych, nikt jednak nie wiedział nic o nim, a O. Otton milczał.
Trafiało się że do ustronnego klasztoru zajeżdżali czasem panowie możni, z Węgier i słowiańskich krajów jadący, stając tu na noc gospodą. Naówczas, zapewne za pozwoleniem przełożonego, braciszek, któremu dano imie Pawła, nie ukazywał się wcale. Krył się w budzie ogrodowej, zamykał w celi i do posługi nawet nie wychodził.
Najbardziéj to było uderzającém, gdy we dwa miesiące po przybyciu jego do Ossiaku, wieczora jednego, kilkunastu polskich rycerzy, przebywających na dworze króla węgierskiego, do klasztorku przybyło. Byli to pozostali do końca przy Bolesławie, królowéj i młodym Mieszku Boleszczyce.
Jak wszystkich podróżnych, O. Augustyn przyjął ich gościnnie. Braciszek Paweł, gdy im wrota na podwórze otwarto, niósł właśnie na plecach wiązkę drzewa, pod którą szedł zgarbiony, znikł