Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 152.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

umyślnie nie wywiedziono w pole. Lecz król przodem jadący ze swemi, drogę sobie łatwo torował.
Zdala już rozstępowali mu się w milczeniu ziemianie, jak przed pogrzebem, idąc z gościńca.
Nikt szłyka nie podniósł, ale nikt nie rzekł niezdarnego słowa, ani śmiał nieszczęściu urągać. Patrzano na się z równą dumą, król na nich, oni na tego co był ich królem.
Milczenie jakieś straszne zalegało dokoła, nie mruknął nikt, nie odezwał się, nie poruszył. Gdy wozy królowéj i płaczące nadciągały niewiasty, chmurniały twarze — puszczono nie żegnając.
Rodziny Boleszczyców, Jastrzębce, Drużyny, Śreniawy, gdy je mijał orszak królewski nie dały znaku swoim braciom, nie obejrzały się ku nim. Szli wierni słudzy na wygnanie. Zaparci przez swoich — żadna się do nich dłoń nie wyciągnęła.
Dopiero w dali za orszakiem króla, który zwolna za Wisłę się przeprawiał, szmer zaczął powstawać, rosnąć, wrzawa się zrywać zaczynała.
Leliwa i Brzechwa chcieli zaraz pusty zamek zajmować, drudzy go pustym zostawić chcieli dopókiby nowego króla nie było i kościelna klątwa z ziemi i grodu nie została zdjętą.
Wtém wśród narady nadszedł ktoś z doniesieniem, iż stara królowa matka, z kilkorgiem czeladzi, pozostała na zamku i ustępować z niego nie myślała. Starszyzna zdumiała się jéj męztwu, lecz je poszanowała. Posłano wnet do Dobrognie-