Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 132.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nika, o orłach co porąbanych zwłok jego pilnowały, o światłości co nocami, nad grobem jego gorzała.
Borzywój kryjąc się z sobą, i czém był i z czém jechał, znużony i znękany przybył wreście na dwór stryjowski. Tu u progu się opowiedział jako synowiec pański: ale niewiele to pomogło, bo nierychło go dopuszczono.
Biskup Jastrzębiec, był już starcem, złamanym wiekiem, z długą brodą siwą, o kiju chodzącym, ale na umyśle przytomnym. Gwałtowny charakter Odylona w części po nim odziedziczył, chociaż go chrześciańskie wychowanie znacznie złagodziło. Popędliwość ojca, w synu się stała surowością niezbłaganą.
Milczący kleryk zaprowadził Borzywoja po długiém oczekiwaniu, do Biskupa. Izba była przyciemniona, starzec opodal w krześle poduszkami obłożony siedział, i gdy Borzywój stanął w progu, podnosząc nań oczy zbladłe z pod nawisłych brwi siwych, zapytał naprzód głosem ostrym:
— Z tych jesteś co przy królu byli?
— Z tych co przy królu są — odparł Borzywój z westchnieniem.
— Nie zbliżaj się do mnie! — Zdala stać! krzyknął biskup. Nieważ się z progu! — Czego tu chcesz? Wszyscyście razem z nim wyklęci! Znać cię ani mówić z tobą nie chcę. — Precz!