Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 128.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I matka potwierdzała głaszcząc ją po zimném licu. — Sen, sen! Tak ją do cichego zaprowadzono kątka i położono na spoczynek. Mścisław na przedsieniu usiadł, sparł się na rękach, i jak wierny pies pozostał na straży. Odstąpić jéj niechciał i niemógł, a przystąpić do niéj nie wolno mu było.
Krysta nie była przytomną i nie była obłąkaną — zdziecinniała wracając do Góry, gdzie była niegdyś dziecięciem. Dobrodusznym, starym babkom co ją otaczały, pojąć było trudno co się z nią działo. Mówiły sobie że to czary, a uroki.
Posłano po baby aby urok odczyniły, aby zamawiały licho, by jéj wróciły przytomność i zdrowie.
Mścisław, któremu niedawno tak pilno było iść z innemi wraz na króla, upadł na siłach i męztwie: siedział w drugiéj izbie na ławie, lub sparłszy się na stole drzémał, czatując a pilnując co się z Krystą dzieje.
Próbował do niéj iść, lecz ile razy się pokazał, oczy zakrywała, mdlała ze strachu przed nim, choć łagodnemi do niéj mówił słowami, a pieścił ją jak dziecko.
Matka go téż precz pędziła, musiał wracać do pierwszéj izby w kąt, na ławę, przysłuchując się ztąd głosowi cichemu Krysty, która z matką dziecinniała...
W Krakowie na zamku coraz, co dzień pu-