Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 123.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

popatrzyła na świat boży. Przebudziła się zdziwiona, powiodła do koła oczyma czarnemi. Las zieleniejący stał nad, niemi pusto było i cicho, ptaszki śpiewały w gąszczach, nad głowami lazurowe rozpościerało się niebo. Lice się jéj rozpogodziło — trochę zapomniała przeszłości i pozbyła trwogi.
Wóz stanął na spoczynek nad gościńcem samym. Krysta jeszcze się zdumionemi oczyma rozpatrywała w łąkach i drzewach, gdy na drodze jeźdzcy się pokazali.
Była to gromada ziemian zbrojnych, jadących także ku Krakowu, na zawołanie starszyzny. Ciągnęli powoli, i przeciągać mieli mimo stojącego w cieniu wozu; gdy jeden z nich spojrzał, rozśmiał się głośno, dziko i z koniem do wozu przyskoczył.
— Hej, Krysta Bolesławowa! hej Krysta miłośnica! Cóżeś to pana porzuciła! — krzyknął.
— Krysta miłośnica! powtarzali za nim inni, śmiejąc się okrutnie, i wóz otaczając do koła.
— Krysta, a gdzie twój pan miły? — Czy do piekła pojechał? — Czy się skrył do Smoczéj jamy!
— Krysta miłośnica! — wołali jedni do drugich, pokazując ją sobie palcami.
— Zabić wiedźmę przeklętą! — poczęli wołać inni.
— Zgnieść to plugastwo wszeteczne...