Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 115.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odprawić mają. Borzywój czekał napróżno, na ostatek, zawołał niecierpliwie:
— Cóż, wrogami mu jesteście!
Leliwa patrzał w ziemię, mieczem który trzymał w ręku grzebiąc w niéj. W tém wstał z za niego siedzący duchowny, wieku podeszłego, twarzy ostremi rysy oznaczonéj mężczyzna, i z wielką gwałtownością, palec wymierzywszy ku dworakowi — począł:
— Powiedz temu zbójcy, krwią oblanemu, powiedz Kainowi twojemu, iż przyszli tu ziemianie aby stali na straży i oblegali go dopóki precz nie wyżeną.
Krwią się jego mazać nie chcą, ale precz z téj ziemi musi iść.
Borzywój krzyknął z oburzeniem, chciał mówić, zahukano go, wszyscy podnieśli głowy, ręce powyciągali i wołali.
— Precz z téj ziemi musi iść! precz! precz!
Przyszedł wreście do głosu nie rychło Boleszczyc i zawołał:
— Nie łacno go wyżeniecie! Poskramiał on niejednych gorszych od was i silniejszych, i was poskromić potrafi.
Zaczęli się śmiać, urągać i szydzić ziemianie, nie odpowiadając mu. — Odwracali się tyłem do posła, rozmowy z nim nie chcąc prowadzić. Duchowny tuż zaraz słał chłopię, po święconą wodę i księgę, aby po nieczystym człowieku, który