Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 111.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

panych sukni i ornata, krwią pobryzganych rozproszone były.
Ludzie stali nad niemi zachodząc się od płaczu.
Kościół otwarty był i pusty. — Na ołtarzu świece dogorywały jeszcze, na stopniach jego leżał wywrócony kielich, zgięta pod nogami patyna, chusta biała krwią zbroczona...
Od kościoła rozbiegło się zrazu wszystko co przy nim było, strwożone świętokradzkiém morderstwem.
Lud tylko u progu stał, cisnął się, niemogąc odejść, nieśmiejąc tknąć tych zwłok, które już uświęciło męczeństwo.
Od tego okrwawionego kościelnego progu, téjże godziny wieść leciała po całéj ziemi — król przy ofierze świętéj zamordował biskupa.
Ludzie ją nieśli nieznani do kościołów, miast, na zamki i grody...
Przez cały dzień na Skałkę płynęły i odpływały tłumy; nikt nie poważył się pomyśleć o tém aby cześć należną oddać relikwijom zabitego biskupa. — Wieczór nadszedł, gromady pozostały w oddaleniu, patrząc w nieméj rozpaczy na kościołek pusty i krew zaschłą na jego progu.
Noc zapadła na zamek, gród i okolicę; z Wawelu słuchając, można było jeszcze pochwycić gwar nieuśpionego miasta, tentent koni, wołania i krzyki. Z sąsiednich osad pieszo przybywało duchowieństwo, konne poczty ziemian, i rycerstwa.