Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie napróżno usiłując dodać ducha. Wtém nadbiegł Zbilut.
I na nim ślady przelanéj krwi widać było, i od niego czuć mordu gorączkę. Zobaczył od progu Borzywoja, oczyma poszukał Krysty. Spojrzeli na siebie bracia może raz pierwszy po powrocie, i zadrżeli...
Zdali się sobie ludźmi nowymi.
— Krew! — szepnął wskazując Zbilutowi suknie jego Borzywój.
— Krew! — odparł prawie razem, wyciągając ręce ku bratu Zbilut i ukazując mu twarz jego odzież i dłonie.
Krysta zdala wołała ku nim jęczącym głosem:
— Wynijdźcie ztąd! wychodźcie! — krew przynieśliście z sobą!
Zbilut zaczął coś mruczeć niewyraźnie.
— Przyszliśmy abyście byli spokojni — wszystko się już skończyło — wszystko.!
Przestraszona Krysta, niechcąc słuchać ich, wołać poczęła:
— Zbójcy! idźcie ztąd! Zbójcy!
Borzywój się chciał zaśmiać, niemógł. — Bił się w piersi ręką i mruczał, poglądając na brata.
— My nie poczynaliśmy... sam król ciął? — prawda? w głowę... Trysnęła krew... Sam król... Kazał rąbać. — Leżał już jak martwy na ziemi... wszyscy siekli... kiedym ciął.
— Tyś wprzódy nań padł.