Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Krysta ręce załamała — krew!! — krew! — Czyja to była krew?
Zwierza na łowach ubitego, czy człowieka w gniewie zamordowanego.?...
Tymczasem od miasta zaczynała buchać i dolatywać wrzawa jakaś, wzmagająca się coraz, rosnąca, podnosząca — płacz, krzyki i jęki z niéj biły. Śmiertelną trwogą opanowana Krysta, uczuła zimno w całém ciele i poszła skryć się w najciemniejszy izby kątek. — Zasunęła okno... ale wnet, wytrzymać nie mogąc duszącego powietrza izby, na nowo je otwarła.
Stało się coś — niewiedziała co — ale strasznego coś stać się musiało.
Podwórce przebiegali ludzie, pędem lecąc ku miastu, jedni po drugich. Inni z miasta wpadali przez wrota i pędzili ku dworowi. — Zajrzała Krysta co się z królem działo — nie było go już, Boleszczyce błądzili u przedsieni. Dym kłębami buchał z łaźni. — Z izb wyrywali się ludzie jacyś i powracali; słychać było drzwi trzaskanie, a od teremu dwóch królowych, jakby jeden płacz przeciągły i długi — jakby pieśń płaczek u trumny.
W mieście coraz mocniéj wrzało i grzmiało.
— A! — co się stało? co stać się mogło? — myślała Krysta.
W tém Ciarka wpadła zdyszana, oczy sobie zasłaniając, z krzykiem obaliła się na ziemię i ryczała wielkim płaczem — Krysta podbiegła do