Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 101.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wórko ciche, matki uścisk pieszczony i usypiający słodko, mężowski dwór taki spokojny, pieśń u kądzieli płynącą, jak cichy strumień po darni zielonéj — ciepłe ognisko domowe, co się śmiało gospodyni.
Zapach wiosny przynosił jéj z sobą wspomnienia młodości. — Smutną była ciągle, a im uczta weselszą się stawała, tem ją strach większy ogarniał; smutniejszą jeszcze uciekła z piekielnego gwaru, i położyła się do snu. — W marzeniach sennych znowu przewijało się jéj życie dawne z gorączką teraźniejszą, trwoga i dreszcze przebiegały po niéj. — Zrywała się krzycząc. — Jutro! co będzie jutro!
I usypiała znowu a przed nią stawał Mścisław, nie taki jakim był za dawnych czasów, gdy ją w czoło całował, ale ten który się zjawił raz ostatni, straszny, mściwy, groźny i zrozpaczony. Mścisław chwytał ją za rękę z jednéj strony, z drugiéj ciągnął król, a pijana gromada stała przed nią, wyszczerzając zęby i okrzykując ją królową. — Męczyła się tak spać niemogąc — wstała wreście, dzień biały przez szpary okiennic zaglądał.
Jak ten dzwonek na Skałce, brzmiał jakoś i jęczał strasznie, pogrzebowo! — Byłto ten sam co w dniu klątwy lud zwoływał, i dzwonił świecom zgaszonym.
Gdy orszak królewski przesunął się przez