Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ba ciosowe jego fundamenta. — A jestli do nich krew moja, jak wapno potrzebna, aby kamienie węgielne spoiła na wieki?
To mówiąc biskup zadumał się głęboko i dodał z wyrazem pokory.
— Nie sądzę, ojcze mój, by mimo zuchwalstwa swojego, aż do gwałtu nademną posunąć się mieli, — lecz Bóg niech rozporządza. Stań się wola jego. O. Ottonie bądź dziś spowiednikiem moim i pozwól bym przed tobą wyznał grzechy moje. Zasnę potém spokojny, czekając co mi dzień przyniesie jutrzejszy. Żołnierzem Chrystusowym jestem, jeżeli mi za pana mojego życie dać przyjdzie — umrę szczęśliwy...
I biskup ukląkł przed świątobliwym staruszkiem do spowiedzi.
Na zamku ucztowano do dnia białego, dobrze się już na brzask brało, gdy Sroka tłum ludu napiłego prowadząc za sobą, spuścił się z nim zawodząc huczną pieśń, drogą z zamku, około Skałki. Tu owe kupy stanęły umyślnie, nieco zdala i na urągowisko biskupowi, bo im tak przykazano, poczęły szaloną jakąś pieśń swawolną porykiwać, za każdą zwrotką wykrzykując dzikiemi głosy.
Król ucztował także noc całą, spędził ją bezsenną, czekając poranka. Odziany i zbrojny, rozgorączkowany, oczekiwał dzwonka, który się miał odezwać wołając na mszę do S. Michała.