Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szego niż Teodozjusz człowieka, który nie Tessaloniczan rzeź, lecz tyle krwi niewinnéj, tyle zgorszenia, tyle plugawéj rozpusty plam ma na sobie — wygnał tak precz z kościoła, jako mnie Ambrożego przykład naucza?
Chcecie więc bym ja, biskup ustąpił przed katem, abym ja kapłan uląkł się żołnierza? — Chrystus pan trwogi nie znał, i słudzy jego znać jéj niepowinni.
— Ojcze — odparł Otton zwolna, Teodozjusz był okrutnikiem, ale był chrześcijańskim monarchą, któremu światło ewangelij przyświecało, ten na pół — poganinem jest. Niebronię go! — nie ujmuję się zań, znam grzechy jego.! Nie o niego mi idzie, ale o was, pasterzu i o drogi żywot twój. Wściekły ten człek nie poszanuje nic, żadna go świętość miejsca ni osoby nie powstrzyma. Patrzałem nań, znam go — ojcze mój, drżę.
Biskup słuchając białe ręce złożył jak do modlitwy i łagodnie z powagą, odpowiedział O. Ottonowi.
— O moje życie wam chodzi! — Ojcze! dobry pasterz chętnie żywot daje za owieczki swoje! Cóż życie moje? co życie człowieka? — można li je lepiéj dać jak za prawdę świętą i dla nawrócenia obłąkanych? Nie wyzywam go ani wyzwę, ale nie cofnę się wyzwany. Kościół na téj ziemi chwieje się, podwalin trwałych niema jeszcze; nie powolnością ale potęgą zakładać potrze-