Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

konną i zachował zawsze miłość wielką dla synów S. Benedykta, których niemal za braci swych uważał. Dla O. Ottona, którego zdala tylko i z odgłosu znał, szacunek miał wiedząc jak cnotliwy staruszek wśród zepsutego dworu, samym przykładem swym wiele dobrego czynił i hamulcem był nieraz dla zbytników.
Zamiast odpowiedzi na zapytanie, O. Otton nie mówiąc słowa, przyklęknął przed nim, skłonił głowę siwą, i ująwszy rękę, pocałował.
— O przebaczenie naprzód proszę, przewielebności waszéj, rzekł, iż śmiem z tąż samą pewnie prośbą, z którą mnie człowiek ten poprzedził, — stawić się przed Pasterzem!
Ojcze wielebny — o króla i rodu jego losy przyszłe przywlokłem się was błagać. Dajcie mu czas — niechaj w nim płomień wygorzeje! — król z dziecka żołnierzem jest, prawa on nierozumie, władzy nad sobą nigdy nie czuł i nie znał. — Czas mu dajcie! Nie narażajcie własnego żywota drogiego, na wściekłość jego...
Biskup wysłuchał cierpliwie, oburącz potem podniósł z ziemi staruszka, i patrząc nań dobrotliwie, łagodnie — mówić począł.
— Wyście to rzekli, ojcze Ottonie? — Wy? Kapłan? — mąż świątobliwy i uczony? Nieznacież, czy nie chcecie pamiętać historyi kościoła naszego? — Azali nie pomnicie co uczynił Ambroży, i nie chcecie mi dopuścić bym stokroć gor-