Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 082.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ptastwa co nimi żyło. — Setne lata panu naszemu! Setne lata!
I pili tak a wywoływali, król z Rusinami siedział i słuchał. Wśród téj wrzawy, bracia postrzegłszy że Dobrogost powrócił, na stronę go odciągnęli, aby się od niego dowiedzieć z czém przybywał.
Wprawdzie z lica mu się tego było można domyśleć, ale posłyszeć chcieli, jak tam było.
Odeszli z nim na podsienie, kędy nikogo nie było i gdzie tylko pijane dochodziły śmiechy, i Borzywój badać począł, co się w Jakuszowicach działo.
— Co ma być! — rzekł Dobrogost, tam toż samo co wszędzie — albo to nie wiecie! Źle dla nas słychać i dla pana. Stary dziad o mało mnie od siebie nie wyszczuł psami, a z tym... Mścisławem musiałem się chwycić za bary, i tylko żem go nie udusił.
Leliwa i Kruk gardłem nam grożą, mówią że kogo z królem pochwycą, żywcem nie puszczą. Ot co słychać. Rycerstwo i ziemianie zjeżdżają się, gromadzą na głos duchownych — jeden wszędzie krzyk: „król wyklęty, znać go nie chcemy“[1] Spotykałem po drodze poczty zbrojne, dobrze żem z życiem uszedł, Boleszczyce razem z Bolesławem wyklęci. Nie będąc silny, coraz się musiałem w las kryć przed zbrojnemi kupami.
Mścisław szalony objeżdża dwory, nawołując

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.