Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 079.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Beczki wytaczano jedne po drugich, z miasta i przedmieść czerń, choć wiedziała że biskup zabraniał zbliżania się do króla, oprzeć się nie mogła ponęcie jadła i napoju.
Lud téż zawsze był przywiązany do niego, czując że miał w nim opiekuna, a kościelnych klątw nie wiele rozumiał i w wierze mocen jeszcze nie był. — Gdy brakło ziemian i rycerstwa, on zastępował ich u stołów. Król dla oka i dla swawoli wielu z nich poprzyodziewać kazał bogato; co im równie jak miód głowy zawracało.
Dworni królewskiéj ta czerń co się na równi z nią stawiła, nie bardzo była do smaku, lecz pokazać tego nikt nie śmiał. Gdy we łbach zaszumiało, cała szorstkość i dzikość ludzi tych wychodzić na jaw poczęła, i uczta zmieniła się w istny szał, wśród którego zaledwie król już był poszanowany.
Ci co wczoraj głodni włóczyli się w łachmanach, a na których dziś powdziewano jedwabie, i do syta im dano najprzedniejszego napitku i jadła — pamięć straciwszy, sami się królami sądzili.. Głowy się zawracały.
Boleszczyce stojąc przy królu i za nim, ostro na to patrzali, ale król sam śmiał się i podżegał jeszcze zbytkujących, rzucając im, jak kości psom do gryzienia, nazwiska znienawidzonego sobie rycerstwa.
Jednego z charłaków kazał przybrać niby