Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Porzucił był zamek wśród uczty, a gdy wrócił nań zastał go jeszcze gwarliwszym, pełnym ludzie hałasu i śpiewu.
Nadjechali do króla Rusini, których przyjmował ochoczo, rad że mu się goście obcy trafili. Drugi już dzień na zamku trwały szalone igrzyska.
Końmi się uganiano, ciskano włócznie, z łuków strzelano, król dawał nagrody, a strojnéj Kryście i żeńskiemu dworowi królowéj siedzieć kazał, przypatrywać się, pieśni śpiewać, i dodawać wesela.
Gdy Dobrogost wjechał w tę wrzawę i tłum, potém co słyszał i co wycierpiał, jakoś mu to się nie miłém wydało, że król mało o sobie myśląc, nie ważąc odgróżek, lekko brał co nań ciągnęło, Dobrogost czuł że tu na uczty czasu nie było. Okolice które przebył, ludzi których spotykał, co się o uszy jego obiło, oznajmywało że wszyscy się w obronie biskupa przeciw królowi gotowali. Lud, choćby go Bolesław miał za sobą, nie wiele mógł; z ziemian z nim nikt prawie nie trzymał, z rycerstwa znaczniejsza część i najdzielniejsza, po kijowskiéj sprawie go odstąpiła.
Tymczasem król urągać się zdał niebezpieczeństwu, im ono widoczniejszem się stawało, tém mniéj okazywał że je widział i czuł.
Tego wieczora szczególniéj huczno na zamku było, ucztowano w podworcach, na wałach, tak aby wszyscy widzieli iż król się nie trwożył.