Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 064.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dać począł, niemogąc się ruszyć, a że stary go uderzył, — zawył.
— Kto ci mówił że my jego wspólnikami? — ciągnął Odolaj. — Ja ród mój przekląłem jeżeli mu służyć będzie, nie podaruję mu, znać ich niechcę. — Zapieram się. — A co ta nędzna garść znaczy?
— Z garści się korzec sypie — zawołał Mścisław nie ochłonąwszy — ale twoja garść, stary Odolaju, zostanie w krótce samą. Jadę od dworu do dworu, wołam w imie nie moje, ale jako mi biskup przykazał, aby od niego precz szli wszyscy — precz! — słyszycie! — I odstąpią go, muszą, wszyscy, krom waszych.
Srom wam i hańba, stary! — Srom i hańba na ród!
Odolaj drżał z gniewu.
— Gdybym oczy miał, dawno byś ty dłoń moją poznał! — Zakrzyczał.
Mścisław się śmiał, Hyż zawarczał.
— Przybyłeś mi się tu urągać na moich śmieciskach? — zawołał Odolaj.
— Nie — rzekł pan z Bużenina — ja ci przyszedłem oznajmić, abyś posłał po nich i ratował siebie i ich. — Mam litość nad twemi włosami siwemi — ale nad ich krwią, niemam litości.
Ślij do nich z przykazem, zaraz..
Stary głową trząść począł.
— Tak — rzekł — poślę — a ty, tu legnij mi, leż i czekaj, ażebyś był świadkiem co im rzeknę.