Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 057.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Król już tego wieczora był znów po dawnemu pełen męztwa, lekceważenia i buty. — Śmiał się złośliwie.
— Podły lud — podli ludzie! — wołał rozpuściło się wszystko — nadtom był dobrym. Jutro, prędko pokażę im co mogę! Wnijść musi wszystko do ładu, — ale się krew poleje! dodał ciszéj.
Na myśl mu przyszło że za Krystę go właśnie biskup upominał i wyklinał, chciał wszem w obec pokazać iż się nie uląkł i zmieniać nic nie myślał. — Gdyby jéj nie miłował nawet namiętnością tak wielką, byłby na swojém chciał postawić i kochanie jéj okazywał... Bolało go opuszczenie Krysty całodzienne, należała płaca za łzy wylane, zawołał więc na Borzywoja aby czeladź mu wieczerzę niosła do Krysty... aby widzieli wszyscy że się nie strwożył, i nie ustąpił.
Słał po gędźbiarzy, po miód i wino i służbę, po Cześników i Podkomorzych.
Na skinienie królewskie, służba się rozbiegła posłuszna, po dawnemu.
Krysta tymczasem pobiegła do komory, trefić rozrzucone włosy, suknią wdziać złocistą i piękną, piękną wynijść do swojego pana.
Bolesław tymczasem wyszedł w przedsienie do swéj drużyny, do Boleszczyców, zalecając im aby było wesoło a huczno; żeby się zamek cały śpiewami, gędźbą i okrzykami rozległ.
Stoły rozkazał powynosić na podwórze, miód