Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 019.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bolesław dał znak swoim i z hałasem a brzękiem zabrał się do odwrotu.
Rycerstwo co wpadło wojować z jednym bezbronnym człowiekiem, wyszło męztwem jego pokonane.
Dopiero za progiem Bolesław odzyskał swą śmiałość, odwrócił się ku stojącemu jeszcze przy ołtarzu biskupowi, pięścią mu pogroził z dala, i do samych drzwi kościelnych klacz swą ulubioną kazawszy podprowadzić, siadł na nią, ruszając na łowy.
Nikogo już nie było, oprócz tych co od początku mszy słuchali, gdy biskup przeżegnał lud, odczytał ewangelję i zwolna odszedł nazad do zakrystyi.
Wszyscy co go otaczali stali wylękli, on sam jeden wcale się pomięszanym nie zdawał; ukląkł do modlitwy i dopiero wstawszy od niéj, z chłodną krwią wydał rozkaz, aby wrota kościelne natychmiast, przed wieczorem jeszcze osadzono na nowo.
Było to zuchwałe ze strony króla wyzwanie. Niechcąc się narażać na gorszące napaści podobne, pomyślał biskup, iż mu przyjdzie ulubiony swój kościół katedralny na długo opuścić i pożegnać.
Z tém uczuciem żałości, raz jeszcze poszedł do wielkiego ołtarza, aby tu się pomodlić i na długo może pożegnać z oblubienicą swoją. — Dla ludu złym był widok nieposzanowania miejsca