Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomięszania nie było. Blada, poważna, surowa, rozżalona twarz biskupa, w porównaniu do gniewnéj królewskiéj, więcéj znamionowała siły i wiary w siebie, niż rozpłomieniona, namiętna, niespokojna Bolesława. Mniemane to zwycięztwo i w darcie się do kościoła było raczéj słabości niż męztwa dowodem; nikt nie pierzchnął przed nim, nikt w obec Pana nad Pany na ziemskiego mocarza nie wejrzał nawet.
Napróżno Bolesław brzękiem miecza i chrzęstem zbroi dawał znać o sobie, księża się modlili z pospuszczanemi głowami, nie spoglądając nań. Biskup kończył mszę świętą powolnie, jakby mu nic modlitwy jego zamącić i przerwać nie było w stanie.
Buta królewska ustąpić musiała przed namaszczeniem kapłana; dwornia pańska co wpadła do świątyni z wrzawą, teraz coraz bardziéj traciła męztwo i stawała się bojaźliwszą.
Dnia tego nie miał woli ani zamiaru biskup rzucić klątwy na króla — czekał, pragnąc aby wpływ Hermana, prośby dwóch królowych, przywiodły go do opamiętania. Zniósł więc tę napaść cierpliwie. Bolesław dotrwał do końca mszy, lecz i on doznał tego co jego dworzanie; spokój jaki tu zasłał[1], odbił się w nim nieopisaną jakąś trwogą i niepewnością. Spojrzawszy kilkakroć na biskupa, który unikał spotkania ze wzrokiem króla.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – zastał.