Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 017.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścielnych należało obrzędów, duchem ulatywał wyżéj nad to co go otaczało. Nie ruszył się więc on i nikt drgnąć nie śmiał, a dobijanie się coraz gwałtowniejsze trwało ciągle.
Znużeni biciem spoczywali mało, i wracali z wściekłością podwojoną.
W końcu po chwili takiéj odpoczynku, która zdawała się opamiętaniem, gdy sądzono, że napastnicy się oddalili, usłyszeli księża z przerażeniem iż drągami podwalano i siekierami łupano, wyważano drzwi kościelne.
Biskup miał właśnie poświęconą Hostję podnieść gdy pękły wrzeciądze, połowa wrót kościelnych z ogromnym hukiem padła na ziemię — i tłum z hałasem do kościoła się w toczył.
Na czele jego szedł sam król, z ręką na mieczu, w postawie zwyciężcy, za nim bledzi postępowali posłuszni jego Boleszczyce i dwornia pańska.
Wtargnąwszy tak do kościoła gwałtem, jakby szturmem wziętego, posunęli się całą gromadą naprzód, i przybliżywszy niemal pod sam ołtarz, przy którym biskup mszę świętą odprawiał — stanęli króla otaczając kołem szerokiem.
Bolesław wyzywająco zajął miejsce naprzeciw biskupa samego i — stał spoglądając dumnie.
Gdy obrzęd zmuszał celebrującego odwracać się do ludu i ukazać mu oblicze, mógł król dostrzedz, iż na niem śladu ani strachu, ani nawet