Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 013.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

iż się cudownym jakim sposobem z królewskiéj dobył ciemnicy.
— Bóg niech będzie pochwalon! — rzekł, lecz jakżeś i przez kogo wolność odzyskał?
Mścisław jeszcze odpowiedzieć nie mógł, dłońmi twarz okrył i czoło, wzdychał ciężko, głosu mu z piersi uciśniętéj trudno dobyć było.
Jęczał długo i rzucał się nim mu się odemknęły usta.
— On! on! — zawołał, puścić mnie kazał żywego, ubiwszy wprzódy na wszystkiém... Mordował mnie niżeli precz wyrzucił. Sprowadził z więzienia abym patrzał na to, jak go Krysta miłowała... mnie się wypierała na wieki.
Ale nie może to być — wybuchnął gwałtowniéj Mścisław. Nie! — Krysta mi życie chcąc ocalić kłamała umyślnie — kłamała. Nie — nie — siłą ją tylko trzyma, musi czynić co każe — a niewierną po swéj woli nie jest — nie! — nie! —
Biskup z uśmiechem niewymownéj litości, smutnie spojrzał na niego, niechcąc przeczyć temu, co dlań było pociechą jedyną.
— Dziecko moje nieszczęśliwe — rzekł: idź a spocznij, pomódl się by cię Bóg pocieszył i ja za ciebie modlić się będę; — pomódl się aby ci Bóg natchnienie zesłał co masz czynić!
— Co? — zawołał uderzając pięścią o ławę Mścisław z gwałtownością na którą resztę sił dobył z siebie. Co? — mścić się!