Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 210.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w ręku, smutna i zapłakana. Postrzegłszy go krzyknęła jak przebudzona i do drzwi przeciw niemu biegła.
Bolesław wszedł, tak chmurny jak u stołu siedział, podbiegającą ku sobie pochwycił w pół, do góry uniósł w silnych dłoniach, pocałował w schyloną ku sobie głowę, i miejsce wskazał na ławie przy sobie.
Nie była to zwykła ława na któréj siadali, u drzwi komory. Krysta tam gdzie było miększe i szersze siedzenie prowadzić go chciała, ale się jéj oparł, obrał dziś miejsce naprzeciw wnijścia do komory; musiała być posłuszną.
— Cóż z tobą królowo moja? zapytał.
— Co z panem: królem moim?
— O! Pan, gniewa się i sroży.. Miecz mu w pochwach rdzewieje — bić się czas! Dłoń drętwieje, męztwo słabnie.. Wojny trzeba.
— A! a! wojny! westchnęła trwożliwie tuląc się Krysta.
— Bez wojny życia niéma! mówił król. — Myśmy wojacy, jak się nie bijem to gnijem.
To mówiąc i szelest słaby usłyszawszy w komorze sąsiedniéj, któréj drzwi uchyliły się nieznacznie — objął Krystę w pół, a białe jéj ręce na szyi króla zawisły. Głowę położyła na jego ramieniu i pięknym, śpiewnym głosikiem poczęła.
— Pan mój wzdycha tylko do wojny — co my wówczas bez niego poczniemy! Chyba z kró-