Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

albo najemnikami. Gdy pan tonie najmit siebie ratuje nie jego, druh się rzuca w wodę za nim, choćby sam miał utonąć. Najemnikami chcecie być? — ja nie.
Moja rada, wszystko mu wyznać, nic nie taić, co on każe uczynić. Im większa groza nań, tém na nas sromota cięższa, gdy go opuścimy ze strachu. Toć jak w bitwie! Zajęczych skórek byśmy warci byli, gdybyśmy uszli.
— Tyś tu starszy — ozwali się inni do Borzywoja, ty nad nami stoisz; co rzekniesz, uczynimy. — Rozkazuj, spełnim...
— Rozkazuj! — powtórzyli inni tłumnie — rozkazuj!
— W miejscu stać! to rozkazanie moje — rzekł Borzywój. Pouciekali od niego z Kijowa, jedni ze strachu parobków i czeladzi, drudzy ze strachu biskupa preczby iśćby mieli — a no srom na nas wszystkichby padł.
Nie — nie — ani ja ani wy tego nie zrobicie!! Niech stary Odolaj burczy na nas, dobrze mu zdala rozkazywać — posłuchać nie możemy. Niechby nas byli na dwór nieoddawali.
A teraz — dodał Borzywój oglądając się dokoła — każdy w swoją drogę, nie mamy się tu co zmawiać ani nad czém stękać. Na rady mamy czas, jestli tu o czém jeszcze radzić? Nic w szyję nie pędzi. I parobek od gospodarza nie odchodzi nocą bez opowiedzi.