Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odolaj w kącie stojący, spojrzał na Borzywoja złośliwie i szepnął półgłosem do ucha sąsiadowi,
— E! e! Borzywojowi bodaj od Krysty ciężéjby było precz iść niż od króla.
Rozśmieli się niektórzy, Borzywój zdala mu tylko pięść pokazał.
— Będziesz ty mi przekąsywał gołowąsie!
— Prawcieno nie na śmiech a co należy — przerwał Dobrogost. — Przyniosłem wam wiernie przykazanie dziadowskie. Nie posłuchamy go? wiecie jaki człowiek z niego i co nas czeka... A cośmy wówczas warci gdy nas od pnia jak suche gałęzie odetną? chyba jak susz do pieca.
— Ja mówię tak — z kąta siedzący na ławie daleko ozwał się Bohdaszko Kaniowa — ja mówię tak. Gdybym żonie przysięgał, dochowam wiary, przysiągłbym panu wiary mu nie złamię, gdybym wróblowi na strzesze słowo dał to je strzymam, i koniec.
Drudzy szmerem to potwierdzali, część milczała, zafrasowanie widać było na wszystkich twarzach.
— Kto chce, czyja wola, niech idzie od króla za parobka do Jakuszowic — rzekł Borzywój — ja nie pójdę. Dziada szanuję, ale gdybym dziś do niego wrócił i garści słomy mi nie da, a trzeciego dnia i od miski odpędzi; jam tu ojca znalazł i z nim trwam. Były dobre dni, żyło się