Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 181.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobrego czasu z nim, musiemy i złe przetrwać. Jak go tu rzucić i jemu się sprzeniewierzyć, gdy wszyscy odstępują! I pies przecie rannego na polu bitwy nie odstąpi...
Ziema potwierdzał skinieniem.
— Źle jest bardzo z nami — rzekł cicho — gorzéj niż wy myślicie. Mam na zamku starego księdza, który łaskaw jest na mnie, straszne rzeczy mówi.
— Co? — zapytał przysuwając się Dobrogost.
Ziema zadrżał, oczy spuścił, jakby się obawiał nawet wyjawić co usłyszał.
— Król niedawno rozgniewawszy się, biskupowi z zamku precz iść kazał, z ks. Stankiem nie dobra sprawa! odgraża się nań słyszę, że go w kościele kląć będzie i na próg domu Bożego nie wpuści. Staruszek ksiądz, gdy mówi o tém, łzami się zalewa... Ściskał mnie zaklinając, abym i ja i moi precz od króla szli, bo z nim dusze pogubiemy. Gdy go wyklną, ktokolwiek z nim trzymać będzie, wyklęty zostanie, na próg go do kościoła nie puszczą, wolno zabić kto zechce... Za to kary niema.
Dobrogost wstrząsł się cały.
— To nie może być, aby się ważył na króla!
— Biskup? — odparł Ziema — ależ on nad sobą nikogo niema tylko papieża w Rzymie i nie lęka się nikogo.
— Nie może być! — wołał Dobrogost.