Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 179.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kto wie? Gdy i oni i drudzy, a wszyscy go rzuci[1] służbę mu wypowiadając, opamiętać się może.
— Albo chłopów zwoławszy łby im poucina — rzekł stary Odolaj — zawsze to lepiéj, niż opaskudzone nosić na karku... A! no!
Przyniesiono miód ów, o którym zapowiedź była, że twardy miał być, w istocie chmielem był mocno zaprawny, gęsty i czarny jak smoła, pili go jednak wszyscy, rozprawiali znowu, a stary, przypomniawszy wnuki, które do stada wyprawił chłopcu ich do siebie pozwać kazał.
Stali już oni, czekając na to pode drzwiami i stawili się natychmiast.
Wobec Leliwy, Kruka i Brzechwy, innym już głosem, starzec im rzekł poważnie a surowo:
— Czas wam w drogę, jedźcie z Bogiem... Mówiłem czego po was żądam. Precz ze dworu ustąpić macie, albo mi się w Jakuszowicach ani pokazać więcéj, ani nawet na pogrzeb mój.
— A teraz w drogę.
Dobrogost i Ziema przyszli do kolan i do ręki, stary ich pobłogosławił i powtórzył:
— Wszystkim Jastrzębiom to zanieście, taka wola moja.
Wyszedłszy z Izbicy, młodzi Boleszczyce, do Tyty jeszcze się szli żegnać, która ich w milczeniu uścisnęła. Cały dwór żeński, mężczyzn też, parobków i czeladzi dużo, wybiegli na tych wnuków starego pana, tak pięknych, młodych, ślicznie

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – rzucą.