Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dosyć i Drużynów kilku. Ludzie zazdrosni zwą nas tak, bo wiernie panu służymy i miłość królewską mamy. Nie przetośmy niewolnikami.
Stary znowu coś mruknął jakby sam do siebie gniewnie, sparł się na ręku, siedział i usta mu się ruszały.
Podniósł potém rękę zwolna, grożąc i począł:
— Ej, źle z wami młokosy, ej! źle! Do wojny królowi służyć, to powinność ziemiańska, a koło mis i kubków nie nasza sprawa.
Mruczał sam do siebie niewyraźnie, a ze szmeru tego zwolna dobywały się wyrazy i głośniéj już ciągnął daléj, jakby zapomniawszy, że ich miał przed sobą.
— Hę! co! Boleszczycami was zwą! Boleszczycami! Wiernie panu służycie, ha? nawet gdy waszym braciom łby ucina? hę? Jak niema kochać i odziewać i karmić! A co będzie jak tego pana nie stanie i do swoich przyjdzie powracać? hę? co poczniecie! Boleszczyce?
Znowu mowa wyraźna zmieniła się w szeptanie gniewne, do którego stary w samotności był nawykłym.
— Przystąpić tu! — zawołał do nich.
Zbliżył się starszy Dobrogost.
Starzec podniósł do góry ręce obie i zwolna powiódł niemi naprzód po twarzy, potém po zbroi, po pasie, aż do nóg, na ostatek dość silnie popchnął go precz od siebie.