Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie o mnie idzie — mówił biskup. — Jako człowiek zniósłbym z pokorą zniewagę, ale we mnie (uderzył się w piersi) we mnie kościół sponiewieran jest i znieważony. On chce nadeń wyższym być, a nas w sługi swe i niewolniki obrócić.
Kościelnym orężem bronić się muszę.
— Cóż czynić myślicie? — zapytał duchowny z trwogą i ciekawością.
Biskup wstał i przeszedł się po izbie razy parę, stanął naprzeciw ołtarza i popatrzał nań, potém oczyma się zwrócił ku oczekującemu odpowiedzi i odparł głosem silnym, stanowczym, zmienionym, powagi pełnym:
— Wyklnę go! Anathema sit!
Po słowach tych panowało długie milczenie. Duchowny oczy spuściwszy, zdawał się wahać, czy miał przyzwolić na to co słyszał i potwierdzić, lub starać się złagodzić słuszny gniew pasterza.
Ks. Stanisław ze Szczepanowa stał i czekał odpowiedzi, badając go oczyma.
— Ojcze mój — odezwał się głosem cichym duchowny — nie należy do mnie, obcego tu, a nieświadomego okoliczności, ani się wstawiać, ni sądzić, ni łagodzić; zważcie jednak, błagam, na jakie sami narazicie się niebezpieczeństwo. Jeżeli człowiek ten kościołem pomiata, cóż uczynić gotów z kapłanem? Szalonym jest, pijanym siłą swą, jakoście rzekli, lecz szał taki przechodzi i pijaństwo ono się rozprasza.