Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 145.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co mu pochlebia i pomaga. Namaszczony jest, porywać się nań nie godzi, a i sam się zgubi i pożre nas złością swoją.
— O nieszczęśliwe te ziemie nasze! — rzekł Leliwa. — Małośmy to przecierpieli po ucieczce Kazimirza, a co dziś czeka? Wszystko się rozprzęga, niewolnik i parobek czując powolność w górze, urągają się nam niemal!
Wywodzili tak żale swe, coraz nowe przykłady stawiąc. Biskup słuchał smutnie.
Niekiedy wśród mowy téj, oczyma siedzącemu przy stole duchownemu dawał znaki, jakby chciał uwagę jego zwrócić na znaczenie skarg ziemiańskich. Kilka razy Leliwie i Krukowi sam biskup poddał zapytaniami zręczność rozszerzenia się nad klęskami kraju i nędzą jaka mu groziła.
Stary mówił:
— Albośmy to tego pana kiedy u siebie widzieli, mieli czas poznać go, zbliżyć się, a on nas wysłuchać? Nie miał dwudziestu lat, gdy objął rządy, a nie było potém i jednego roku, żeby u siebie doma pogospodarzył, po Węgrzech i Rusi bijąc się i wojując. Z rycerstwa co go otaczało, drudzy po lat siedem żon, dzieci, ani strzechy swéj nie widzieli.
— Gdy nastała swawola — mówił Kruk — nie kto tylko czeladź była winna.. Słabe niewiasty ani mogły ani śmiały się bronić. Król je wini, sukami je nazywa, że się mężom sprzeniewierzyły.