Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

senkami rozrywały. Klechy to lubią, choć drugim zakazują.
Śmiać się niektórzy zaczęli, inni widocznie zakłopotali, król jakby chciał o tém zapomnieć, krzyknął zaraz aby mu pieśni śpiewano, aby zdala słychać było, że na zamku i bez gości wesoło. Usłużni zawsze młodzi, natychmiast jednę z najswawolniejszych piosenek rozpoczęli, a gdy jeden podniósł głos, wnet mu zewsząd zaczęto pomagać i wrzawa się stała ogromna. Przy każdéj zwrotce wesołéj, śmiech i klaskanie się rozlegały, a król? siedział sparty na ręku i gniewny.
Na Skałce około domu biskupa, który czasowo mu służył za schronienie, gdyż na zamku pod strażą królewską siedzieć nie chciał, koni i czeladzi cała gromada stała tego wieczora.
Ciasnych izb kilka zapełniło rycerstwo i ziemianie, od króla odepchnięci, szukając tu rady i wodza ku obronie. Biskup po powrocie z zamku przyjmował przybywających, łagodząc ich i nie dopuszczając by zbyt szeroko skargi rozwodzili. W gromadzie jeden drugiemu dodaje żalu, rośnie ból, gniewy się rozpalają i nie łacno je potém uśmierzyć. Biskup zamykał im usta polecając przyszłość Boskiéj Opatrzności, nadzieję każąc mieć w łasce Bożéj. Gdy który z nich wybuchnął krwawym żalem kładł mu ręce na ramieniu i koił go chrześciańskiemi rady.
Izby, w których się gromadzili ziemianie, ciasne