Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 140.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak, że u stołu bym siedział z tym, któregobym rad na gałęzi posadził.
Wielu wprost od daniny pociągnęli do biskupa, aby okazać, że z nim trzymają.
Gdy król do izby wszedł, w któréj już dworskich jego wielu zgromadzonych było, rzucił tylko okiem po ludziach i twarzach, a nie zoczywszy nikogo nowego, zrozumiał co to znaczyć miało. Brwi mu się ściągnęły w jeden pas czarny nad oczyma, poszedł na swe siedzenie i nie ozwał się do nikogo.
Dopiero gdy Borzywoj, który mu często i za cześnika służył, na skinienie kubek nalawszy, przyniósł, król zmierzywszy go oczyma sprobował żartować.
— Gości macie dużo! — rzekł.
Borzywoj ruszył ramiony; król się uśmiechał.
— Tak lepiéj, znajdę ja kogo chlebem karmić moim, a nie wiem czy oni długo chleb mieć będą, i gęby do niego! Weselcie wy się za wszystkich... Do domów pojechali? — spytał król.
— Wielu pono u biskupa gościło na Skałce — rzekł z boku stojący Zbilut. — Kupa ludzi koło dworu była...
Król zaciął usta, kubek duszkiem wypił i drugi nalać kazał.
— A no! — zawołał — weselcież się, bądźcież dobréj myśli, tam téż u biskupa musi być wesoło. Pewnie i niewiasty mu zaprowadzili, aby go pio-