mogę nogą. Tak jak ten klecha co się za jego sprawę bierze! Ej! Krysta, czarne oczy twoje drogo króla kosztują.
Ona stojąc płakała, chustką ocierała oczy i westchnienia z piersi się jéj wyrywały.
— Króleczku mój, paneczku mój, Krysta cię będzie kochała, tylko życia mu nie bierz. Klątwę rzuci na moją głowę, krwi się boję!
— Wyprosisz mu życie, niech tylko w ciemnicy przesiedzi, rozumu się nauczy. Biskupabym z nim wsadził razem, a no! poczekawszy, wpadnie mi i on w ręce.
Z oczyma w ziemię utopionemi, spokojniejsza nieco, słuchała nie rozumiejąc Krysta, łzy ciągle z oczów jéj płynęły, król zbliżył się do niéj i pogładził po twarzy. Kazał jéj siąść, kazał śpiewać sobie, ale Krysta łzy miała w głosie, a i on rozchmurzyć się nie mógł. Ciężyła na nim z biskupem rozmowa, chciał ją zapomnieć a nie mógł. Ostre wyrazy duchownego w uchu mu brzmiały jeszcze. Siadł przy Kryście, pieszcząc ją i uspokajając, sądząc, że widok pięknego lica ponure myśli rozpędzi, a wśród pieszczotliwéj rozmowy, wracały mu ciągle na pamięć surowe wyrazy i groźby straszne. Tak samo Kryście pieśni półgłosem nucone przerywał mąż i przekleństwo, którego się lękała. Oboje roztargnieni, myślami byli gdzieindziéj. Wszystkoby może zniósł Bolesław rychléj od biskupa nad to jedno, że on śmiał się z nim
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 138.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.