Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 130.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaledwie królowi męża wydała, ledwie król wyszedł, gdy Krysta opamiętała się i płakać zaczęła.
— A! jeśli go zamordują, ja krew jego mieć będę na duszy mojéj. On mnie przeklnie konając. Bronić się będzie gdy go pochwycą, i zabiją go, zabiją, com ja uczyniła! com uczyniła!
Już chciała biedz do króla, rzucić mu się do nóg, prosić za nim, wybiegła do progu sieni, zawstydziła się i zawahała. Chciała Bolesława do siebie zwać, ogarnął ją strach, by nie myślał iż męża kocha i żałuje. Płakała i ręce łamała.
Niewiasta płocha jednéj godziny złą i dobrą, kochającą i niewierną, skruszoną i występną być mogła, tak zmienne w niéj było wszystko. Żyła na świecie jak jakieś stworzonko biedne co po kwiatach lata, samo nie wiedząc co robi; tém samém żądłem miód dobywa i kąsa jadowito, a gdzie przysiądzie tam mu na chwilę dobrze, choć drugi raz nie wróci, bo nie zatęskni.
Mścisława żal się jéj zrobiło, własnéj zdrady strach. Choć sama go wydała, ratować już chciała. A jakże wydać go nie miała, gdy od króla wydrzeć ją pragnął, z królowéj czyniąc biedną wygnanką?
Na dworze było tak wesoło, tak huczno i co dzień inaczéj, za dworem w lasach, na pustyni, zdawało jéj się, że umieraćby musiała, a śmierci bała się strasznie! Broniła się więc biedna.